O deszczu to historia…o bieganiu też… i o zgrai ludzi, których pasja połączyła i kazała spotkać się w połowie kwietnia, by połowę dystansu królewskiego przebiec…
9 PKO POZNAŃ PÓŁMARATON zgodnie z prognozami witał biegaczy opadami deszczu, mniejszymi lub bardziej intensywnymi, ale ciągłymi. Deszcz był przyczyną tego, że nie udało nam się spotkać w jednym, ustalonym miejscu. Po raz pierwszy chyba, doszło do tego, że nasza liczna grupa, nie odnalazła się w blisko 13 tysięcznym tłumie biegaczy (tyle zostało opłaconych pakietów).
Biegacze chowali się przed opadami deszczu do ostatniej chwili, by stanąć na linii startu tuż przed strzałem startera. Bieg rozpoczął się wcześnie, jak na tę porę roku, bo o godz. 9:00. Trasa biegu poprowadzona została odmiennie niż w poprzednich latach, start zlokalizowany został przy Hotelu Sheraton w pobliżu MTP, meta na terenie MTP. Po drodze biegacze pokonywali Most Dworcowy, ul. Solną, Garbarami pobiegli na Łęgi Dębińskie, następnie Hetmańską i Arciszewskiego w rejon Inea Stadionu przy Bułgarskiej , skąd długą prostą na metę na terenie MTP.
Ów deszcz, który z jednej strony przeszkadzał, bo podczas biegu trzeba było wybierać drogę między kałużami, omijać koleiny pełne wody oraz kałuże rozlewające się na szerokość przekraczającą połowę drogi, z drugiej strony był czynnikiem chłodzącym i pozwalał na osiągnięcie dobrych wyników, a nawet rekordów życiowych.
Organizatorzy biegu stanęli na wysokości zadania, ale na szczególne brawa zasłużyli Wolontariusze, którzy przemoczeni do suchej nitki, podawali biegaczom napoje w punktach odżywczych. Naprawdę, to oni wykazali się szczególnym chartem ducha! Brawa dla Wolontariuszy, brawa dla Organizatorów!
Biegacze, po przekroczeniu linii mety byli przesuwani w głąb terenów targowych dając miejsce kolejnym wbiegającym uczestnikom. Na mecie biegacze otrzymali medale, napoje, posiłki regeneracyjne oraz piwo.
Pogoda, dopiero po osiągnięciu mety przez większość biegaczy, czyli po 11:00, postanowiła zaprzestać opadów.
Czego zabrakło w tym biegu: gratisowych przejazdów komunikacją miejską, co pewnie byłoby niewielkim kosztem w pakiecie, a ułatwiłoby wielu biegaczom przyjezdnym lub zwykle jeżdżącym autem na zmniejszenie stresu związanego z dotarciem na start.
Co było dobre: nowa trasa – raczej płaska, dynamiczna, dająca warunki do poprawienia rekordów życiowych, piwo też było dobre. Organizacja i makaron od Leniwej Danuty – to już niejako standard, więc o tym tylko wspominam. Pomijam też kwestię opłaty startowej, bo skoro już biegliśmy, to zaakceptowaliśmy przedłożone nam warunki…
Co w nas pozostanie: poczucie dobrze zrobionej roboty, zwycięstwo związane z pokonaniem nie tylko dystansu i własnych słabości ale też warunków pogodowych oraz świadomość przynależności do wyjątkowej Grupy Biegowej, która, choć nie jest bardzo liczna – przez co ekskluzywna i kameralna, to scalona czymś więcej niż tylko pasją biegania.
Do zobaczenia za rok!
Darek