Wirtualny bieg, realne emocje
Kiedy wokoło wszystkie imprez biegowych są odwołane, zostają te wirtualne. I wiecie co, okazało się że chyba jestem trochę uzależniony od startów w biegach i tej całej atmosfery, bo całkiem sporo emocji dostarczył mi start w Wings for Life World Run 😬🤨😍😅😁
Poniżej małe podsumowanie związane z tym wydarzeniem:
✅Plus za przedstartową „sraczkę”. Czyli poczynając od doboru rzeczy na śniadanie, wielokrotną wizytę w toalecie, zmianę garderoby po wyjściu godzinę wcześniej na rozpoznanie stroju. Wiązanie butów tak, żeby się przypadkiem nie rozwiązały. Ach! Jak mi tego brakowało!
✅Wyczekiwanie na start. Rozglądanie się, czy ktoś z okolicy też z telefonem w ręku wyczekuje na 13:00
✅Uśmiechnięci biegacze na trasie. I ci z numerami Wingsów i ci w koszulkach i ci co robili „samoloty”, czyli rozkładali szeroko ręce.
✅Adrenalina na ostatnich metrach!
✅Blisko do domu z mety (o ile wiesz, jakie będziesz mieć tempo)
A co poszło nie tak?
❌Problemy z wystartowaniem. Ja mu start, a aplikacja fik i checking for update dobrą minutę… No żesz 🤬! Lepszego momentu nie mogło być ⁉️
❌Na starcie strata 300m, ale później rozjazd się tylko pogłębiał. GPS na zegarku wskakuje 21 km, aplikacja jakiś czas później radośnie mówi pokonałeś 20 km! Cóż. Może leśne kręte ścieżki, to nie były najlepsze drogi dla tej aplikacji. Cięła po prostej przez wszystkie krzaki.
Finalnie 23,53 km (na zegarku w tym czasie 24,82 km, czyli 1,3 km dalej!) Tempem według zegarka powinienem spokojnie dobić do 26 km, więc tyle z plusem nabiłem wracając do domu https://www.strava.com/activities/3391192139
źródło: dr Wooky biega