Orlen Warsaw Marathon 2015

26 kwietnia 2015 wzięłam udział w Narodowym Święcie Biegania, jak nazywają organizatorzy Orlen Warsaw Marathon. Był to drugi maraton, jaki przebiegłam, ale tym razem nie był to najważniejszy cel moich treningów. W tym roku postanowiłam zdobyć przedrostek 'ultra’ przed nazwiskiem, a Orlen potraktowałam jako ostatnie długie wybieganie przed planowanym ultrastartem.

Orlen nie zrobił na mnie niestety dobrego pierwszego wrażenia. Nie znalazłam w Warszawie ani pół napisu kierującego do Biura Zawodów. Po bonusowym wieczornym zwiedzaniu stolicy dojechałam po pakiet pewnie jako jedna z ostatnich. Obyło się bez kolejek, ale przy odbiorze pakietu czekała mnie niespodzianka. Firma odpowiedzialna za koszulki dostarczyła złą rozmiarówkę i zabrakło damskich w moim rozmiarze. Wiem, wiem, biega się nie dla koszulek i nie dla pakietów i… di da du, ale… sami rozumiecie – można się wkurzyć 😉

Dzień startu zaczął się już zupełnie inaczej. Wiadomo było, że trzeba dojechać komunikacją, która w tym dniu była bezpłatna. Widok wagonów metra pełnych ludzi z naklejonymi numerkami na klatach – bezcenny. Tłum biegaczy dzielił się na tych w białych koszulkach (uczestnicy biegu na 10km), tych w czerwonych (maratończycy) i tych w kolorowych, co nie dostali swoich rozmiarów (wrrrr) 😉

Po wyjściu ze stacji metra zaczęło się – trafiłam jako jedna z tysiący uczestników w megasprawną machinę organizacyjną. Ogromne namioty z depozytem, szeroka strefa startu podzielona na dwa kolory, wolontariusze kierowali nas na start i zagrzewali do walki, ochroniarze pilnowali stref startowych, speaker podgrzewał atmosferę i prowadził zabawy z flagami, baloniki, helikoptery itd. Wszystko super dopracowane co do sekundy.

Potem ruszyliśmy na trasę, która była równie doskonale przygotowana. Miałam wrażenie, że cały czas mam w zasięgu wzroku co najmniej jednego wolontariusza. Sanitariusze również byli wszędzie. Zaskoczyła mnie też bardzo pozytywnie duża ilość punktów z napojami, posiłkami i toi toi’ami. Nikomu nie mogło niczego zabraknąć. Biegło mi się wspaniale od startu aż do mety.

Jeśli chodzi o obserwacje z trasy, pozwolę sobie na prywatną dygresję. Tyle się mówi o tym, że maraton nie jest biegem, który można pokonać po miesiącu przygotowań. Media (nie tylko biegowe) ostrzegają, uczą i pomagają w przygotowaniach. Niestety nadal nie do wszystkich to dociera. Przeraziła mnie ilość ludzi leżących po rowach, zawiniętych w koce termiczne, często po prostu śpiących. Inni po prostu szli końcówkę. Między 35km a metą wyprzedziłam ponad 200 osób, a wcale nie biegłam szybko… Czego im zabrakło? Na pewno wyobraźni.

Podsumowując – Orlen był świetną imprezą. Wielki szacunek dla organizatorów, którzy poradzili sobie perfekcyjnie z wielotysięcznym tłumem. Faktycznie miałam wrażenie, że biorę udział w obchodach święta narodowego i świetnie się bawiłam za co serdecznie dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Co najważniejsze, udało mi się wykonać plan, czyli biegłam od startu do mety. Powolutku, ale z uśmiechem, co nastraja mnie bardzo ultraoptymistycznie 🙂

Sabina 🙂

Orlen Warsaw Marathon 2015

Post a comment

Protected by WP Anti Spam